Grzegorz Kiełczewski, który za dwa tygodnie skończy 36 lat, pracował od kilku lat w Norwegii. – W sierpniu otrzymał pozwolenie na stały pobyt. Bardzo się z tego cieszył – wspomina żona Małgorzata.

Ciągnęło go do jednak Nielisza, gdzie czekała na niego rodzina, a więc żona z dwójką dzieci i gdzie kończył budowę okazałego domu. – Za kilka tygodni mieliśmy się tam wprowadzić – opowiada pani Małgorzata.

Ale dwa tygodnie temu jej mąż zaginął. – Zawsze wracał samolotem, ale wtedy coś go podkusiło, żeby popłynąć promem – opowiada żona.

Pan Grzegorz wsiadł 5 listopada na prom „Polonia” w szwedzkim Ystad, ale nie było go wśród pasażerów, którzy na drugi dzień dopłynęli do Świnoujścia. – Na podstawie zapisu z kamer wiemy, że na pewno jako pieszy nie wysiadł z promu – mówi Aleksandra Woszczyk z Grupy Polskiej Żeglugi Morskiej Unity Line.

Ale mógł z kimś zjechać z promu samochodem osobowym albo ciężarówką. Takiej ewentualności nie można wykluczyć. Zarządzone przez kapitana statku przeszukanie jednostki nie doprowadziło do odnalezienia pana Grzegorza. Na promie zostały jego rzeczy, m.in. telefony komórkowe, dokumenty, pieniądze i karty kredytowe.

Policja wszczęła poszukiwania. – Prowadzimy czynności operacyjne – mówi Andrzej Fijołek z Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie, która wczoraj przejęła sprawę od zamojskich kolegów. – Spróbujemy dotrzeć do jak największej liczby pasażerów kursu.

Wiadomo, że mieszkaniec Nielisza kabinę dzielił z trzema współpasażerami. Ale – jak ustaliła do tej pory policja – żaden z nich nie zauważył niczego podejrzanego w jego zachowaniu. Jeden z nich zapamiętał, że 6 listopada przed godz. 6 pan Grzegorz założył kurtkę i wyszedł na pokład. Tam ślad się urywa. – Kamery niczego niepokojącego nie zarejestrowały – powiedziała nam Aleksandra Woszczyk. – Aby pokonać barierkę i wypaść za burtę, trzeba się naprawdę mocno przyłożyć.

Prom „Polonia” to typowo pasażerska jednostka, ma 180 m długości, 7 pokładów i wraz załogą może pomieścić tysiąc pasażerów. Żona zaginionego odwiedziła jasnowidza z Człuchowa, była u wróżek. Nie chce powiedzieć, co usłyszała, ale najprawdopodobniej nie były to dla niej dobre informacje. – Ja wierzę, że mąż wróci do domu cały i zdrowy – mówi pani Małgorzata.

Wszystkie osoby, które mogą pomóc w ustaleniu miejsca przebywania Grzegorza Kiełczewskiego są o kontakt telefoniczny z policją.